sobota, 9 lutego 2008

Prawo szariatu

No i kto by pomyślał, że w kraju, w którym religia wydaje się wśród zasiedziałych tubylców zanikać, nie kto inny a arcybiskup wywoła wywoła burzę i falę krytyki ze wszystkich możliwych stron.

Arcybiskup Canterbury napomknął w porannym programie radiowym, że prawo szariatu już jest obecne w życiu Wielkiej Brytanii, oficjalnie i nieoficjalnie, i że Brytyjczycy mogą "konstruktywnie wchłonąć pewne aspekty islamskiego prawa", na przykład w sprawach rodzinnych i finansowych.
Rozpętała się burza - arcybiskupa krytykują wszyscy, łącznie z muzułmanami. Ma bardzo niewielu zwolenników.

O co chodzi? Oczywiście kojarzenie szariatu wyłącznie z kamieniowaniem "cudzołożnic" to przesada. Szariat to również regulacje dotyczące zabijania zwierząt na mięso, jak i pożyczania pieniędzy. I faktycznie - te aspekty islamskiego prawa są jak najbardziej obecne w życiu codziennym Wyspiarzy. Są w nim obecne, gdyż są niesprzeczne z wyspiarskim prawem. Nie są wyjęte spod prawa, są - może nietypową, ale jednak - jego realizacją.

Sugerowanie, że sprawy rodzinne mogłyby być rozpatrywane wg zasad szariatu to zupełnie inna bajka. Nie da się z jednej strony przy rozwodach nieislamskich przyznawać opieki nad dzieckiem temu z rodziców, kto zdaniem sądu lepiej się nim zaopiekuje, a z drugiej strony pozwalać, żeby w przypadku rozwodu wyznawców jednej religii przyznawać tę opiekę zawsze ojcu.

Owszem, nieoficjalnie, tak się na pewno dzieje. Cóż, dopóki nikt (kobieta?) się nie poskarży, uznaje się, że ustalenia nastąpiły za obopólną zgodą. Czym innym jest uznanie takich ustaleń z założenia za prawomocne.
Powiedzmy, że ja przed wyjściem do pracy strzelam sobie setkę żubrówki*, a moja szefowa udaje, że ma problemy z węchem, bo tak poza tym to jestem świetną pracownicą. Nikomu nic do tego - nie prowadzę w pracy pojazdu, nie pracuję z dziećmi, nie zrobię krzywdy ani sobie, ani innym. Oczekiwanie wpisania do kodeksu pracy, że pracownica może wypijać setkę wódki przed rozpoczęciem obowiązków służbowych, byłoby jednak przesadą. Delikatnie mówiąc.

Jest jedna rzecz, którą przy okazji całego zamieszania przeczytałam z ogromną przyjemnością - większość muzułmanów wcale nie chce nie chce szariatu, a próby jego wprowadzenia w Kanadzie zostały zablokowane przez muzułmanki. I tu (to znaczy tu, gdzie mieszkam) widzę, że do powszechnej świadomości dociera coś, co dla wielu jest od dawna oczywiste - chcecie ujarzmić islam, dajcie sobie spokój z negocjacjami z charyzmatycznymi mówcami w meczetach. Wesprzyjcie kobiety. Tylko nie zaczynajcie rozmowy od sugestii, że powinny ściągnąć z głowy chustę. One będą wiedziały lepiej, kiedy nastąpi odpowiedni moment.

---
* tak naprawdę, to jej nie cierpię!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

test