niedziela, 25 stycznia 2009

Vierablu w operze

Do ubieglej soboty w operze bylam raz, wiele lat temu, i bylo to doświadczenie emocjonalnie obojętne. Powiedzmy tak - mając do wyboru Nabucco i Toma Waits'a, poszlabym zdecydowanie chętniej na Waits'a. Staje się jednak rzecz dziwna - wolne rodniki, czy co tam innego powoduje starzenie się, dzialają najwyraźniej również na sluch, bo z każdą dodatkową zmarszczką coraz bardziej mnie ciągnie do muzyki klasycznej. Na której się nie znam. Chętnie więc dalam się namówić reklamom zachęcającym do obejrzenia "monumentalnej opery" Carmina Burana, zwlaszcza, że zapowiedź niezwyklej scenografii i choreografii nieco lagodzila ciężki kaliber slowa opera.

Reklama podzialala nie tylko na mnie - do O2 oprócz mnie, Nastolatki i jej koleżanki wybralo się jeszcze ok. 14 tys. widzów. Niestety, po raz kolejny okazalo się, iż reklamy należy ignorować. I po raz pierwszy okazalo się, że do spektaklu operowego należy się przygotować, to znaczy dowiedzieć się, o czym jest przedstawienie. Uniknie się wtedy dialogów: - "Mamo, ale o czym to jest?" - "Nie wiem. Ten w bialym wygląda jak kurczak, gonią go jacyś z siekierą, chyba będą gotować rosól". Tu jednak trzeba być ostrożnym, może się bowiem zdarzyć, że dzieci zabierane na koncert lepiej jest trzymać w blogiej nieświadomości co do oglądanych treści - "Carmina Burana - Drink, Sex and Medieval Monks".

A czemu należalo do reklamy podejść z ostrożnością? Po pierwsze efekty wizualne mialy być atrakcją, gdy tymczasem zagluszyly swym bogactwem muzykę. Po drugie wystawianie przedstawienia, w którym tak wiele się dzieje, w ogromnej sali, w której większość widzów nie ma szans zobaczyć szczególow, bo siedzą za daleko (i za wysoko!) jest moim zdaniem zwyczajnie nieuczciwe. Wielu dalo wyraz temu, co o tym myślą i masowo opuszczalo widownię. Myśmy nie wyszly. Poradzilam nastolatkom, żeby w miarę możliwości nie zwracaly uwagi na chaotyczną bieganinę na scenie, z której zwlaszcza z odleglości, jaka dzielila nas od aktorów, niewiele wynikalo, i skupily się na muzyce. I gdyby nie nie koncert, który mial miejsce przed przedstawieniem wlaściwym, a skladający się z operowych przebojów Verdi'ego w wykonaniu chóru i orkiestry, być może zamiast zachęcić Nastolatkę do opery udaloby mi się ją tym niezbyt szczęśliwym wyborem skutecznie zniechęcić. A tak dzięki wspanialej orkiestrze dziecko nie jest dla muzyki klasycznej stracone.

Recenzja z Times'a.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Polecam spektakle Cirque du Soleil - jeszcze przez kilka dni wystepuja w Royal Albert Hall. Nie jest to co prawda przedstawienie operowe, lecz ich wystepy zapieraja dech w piersiach i pozostaja na dlugo w pamieci...

Anonimowy pisze...

:-)
Co do przygotowania - tak, tak, tak. Co do ruchu na scenie, to opera jest dziełem scenicznym i muzyka operowa bez 'ruchu na scenie' jest ubogą konserwą z dania zasadniczego. Nie jest wykluczone, że inscenizacja ('ruch na scenie') jest chybiona. To wcale nie jest aż tak niespotykane. Mogło być dużo gorzej, ciągle jeszcze możesz trafić na coś niebywałego w Covent Garden. Warto popytać bywalców (namiary znasz, są tu gdzieś w pobliżu) o to, czy owo nazwisko. I chyba wiek dwudziesty zostaw sobie na późniejsze semestry. Donizetti, Bellini? Może Rossini?
W każdym razie witaj w klubie.

Wojciech Kubalewski

P.S.
Zdecydowanie odróżniaj cyrk od opery!