Tu powinien nastąpić opis tego, co dzieje się w Polsce, czy też może co się działo podczas mojego tam pobytu, ale nie nastąpi. Z dwóch powodów. Po pierwsze z leżaka stojącego w ogrodzie życie w Polsce, zwłaszcza polityczne, jest mało widoczne. Po drugie, moje nieśmiałe próby zainteresowania się bieżącymi wydarzeniami napotkały na trudną do pokonania przeszkodę - zarówno politycy, jak i dziennikarze telewizyjni formułują wypowiedzi w sposób uniemożliwiający zrozumienie, o co im właściwie chodzi.
Nieumiejętność wyrażania myśli i przekazywania informacji przez osoby występujące w przestrzeni publicznej jest przerażająca. Nie widziałam tego tak ostro, gdy mieszkałam w kraju i gdy byłam niejako wewnątrz wydarzeń, gdy byłam ich świadkiem od początku do wyczerpania się zainteresowania nimi mediów. Łatwiej mi było wtedy poskładać z okruchów w miarę pełny obraz. Teraz, gdy byłam niejako przybyszem z zewnątrz (od miesięcy nie interesowałam się krajowym życiem politycznym) wieczorne wiadomości wydały mi się chaotycznym zbiorem niepoprawnych gramatycznie, wyrwanych z kontekstu zdań. Posiedzenie sejmowej komisji wypadło jeszcze gorzej. Ciekawa jestem, jakim cudem dochodzi do uchwalenia jakichkolwiek ustaw, skoro posłowie nie są w stanie argumentować w sposób jasny i klarowny. Teraz dopiero do mnie dotarło, dlaczego Sejm produkuje legislacyjne buble. Otóż najpierw jedna grupa pisze ustawę, w której bardzo nieudolnie zapisane zostaje, co autorzy mieli na myśli. Inna grupa ten tekst czyta i go nie rozumie, a ponieważ żaden poseł się nie przyzna do niewiedzy, głosowanie odbywa się nie nad ustawą a nad tym, co posłowie sądzą, że ona zawiera, czyli nad ich dowolną interpretacją tekstu. Czasem niektórym posłom doskwierają jednak wyrzuty sumienia i - nie przyznając się wprost do niezrozumienia - dokładają kolejne zapisy 'dla jasności'. I tak oto obywatel dostaje chaotyczny tekst końcowy, do którego musi się zastosować. Pod karą. Wiec zdesperowany zgaduje, o co właściwie ustawodawcy chodziło.
I to się prędko nie zmieni, o ile szkoły na serio nie zabiorą się za uczenie podstaw komunikacji pisemnej i werbalnej oraz za uczenie krytycznego myślenia.
Nieumiejętność wyrażania myśli i przekazywania informacji przez osoby występujące w przestrzeni publicznej jest przerażająca. Nie widziałam tego tak ostro, gdy mieszkałam w kraju i gdy byłam niejako wewnątrz wydarzeń, gdy byłam ich świadkiem od początku do wyczerpania się zainteresowania nimi mediów. Łatwiej mi było wtedy poskładać z okruchów w miarę pełny obraz. Teraz, gdy byłam niejako przybyszem z zewnątrz (od miesięcy nie interesowałam się krajowym życiem politycznym) wieczorne wiadomości wydały mi się chaotycznym zbiorem niepoprawnych gramatycznie, wyrwanych z kontekstu zdań. Posiedzenie sejmowej komisji wypadło jeszcze gorzej. Ciekawa jestem, jakim cudem dochodzi do uchwalenia jakichkolwiek ustaw, skoro posłowie nie są w stanie argumentować w sposób jasny i klarowny. Teraz dopiero do mnie dotarło, dlaczego Sejm produkuje legislacyjne buble. Otóż najpierw jedna grupa pisze ustawę, w której bardzo nieudolnie zapisane zostaje, co autorzy mieli na myśli. Inna grupa ten tekst czyta i go nie rozumie, a ponieważ żaden poseł się nie przyzna do niewiedzy, głosowanie odbywa się nie nad ustawą a nad tym, co posłowie sądzą, że ona zawiera, czyli nad ich dowolną interpretacją tekstu. Czasem niektórym posłom doskwierają jednak wyrzuty sumienia i - nie przyznając się wprost do niezrozumienia - dokładają kolejne zapisy 'dla jasności'. I tak oto obywatel dostaje chaotyczny tekst końcowy, do którego musi się zastosować. Pod karą. Wiec zdesperowany zgaduje, o co właściwie ustawodawcy chodziło.
I to się prędko nie zmieni, o ile szkoły na serio nie zabiorą się za uczenie podstaw komunikacji pisemnej i werbalnej oraz za uczenie krytycznego myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz