wtorek, 10 czerwca 2008

Brytyjskie nastolatki w ciąży

Wydarzenia wokół czternastolatki znanej jako Agata wywołały, również i w moim otoczeniu, wiele dyskusji na tematy związane z nastolatkami, ciążami, edukacją seksualną oraz dostępem do środków antykoncepcyjnych. Przy okazji tych rozmów po raz kolejny zastanowił mnie pewien zdawałoby się paradoks. Czytając brytyjską prasę ma się nieodparte wrażenie, że więcej w sprawie edukacji seksualnej niż robi się w Zjednoczonym Królestwie zrobić nie można. Mało tego - w szkołach można bez zbędnych pytań dostać całkowicie za darmo i bez wiedzy rodziców środki antykoncepcyjne. A mimo to odsetek nastoletnich ciąż jest w tym kraju zatrważająco wysoki i mimo zjednoczonych wysiłków szkoły i służby zdrowia nie maleje.

Zagadnęłam więc Nastolatkę, wychodząc ze słusznego założenia: "jak czegoś nie wiesz, zapytaj swoje dziecko". Okazało się, że z ta edukacją seksualną jest niezupełnie tak, jak przedstawiają to media. Nastolatka miała ostatnie zajęcia z wychowania seksualnego... 3 lata temu, kiedy to miała lat 12. Od tamtej pory nic. A przecież nawet gdyby przedstawić dwunastolatkom pełny i szczegółowy stan wiedzy na temat, i na dodatek wprowadzić z przedmiotu egzamin, do czasu, gdy nastolatki naprawdę będą tematem osobiście zainteresowane, zdołają większość zdobytej wiedzy zapomnieć. O ile ją w ogóle kiedykolwiek tak naprawdę przyswoiły. Edukacja więc jest, ale kończy się za wcześnie.

(Tu na moje: "Hmmm... to media trochę jednak kłamią" odpowiedziała mi spojrzeniem z cyklu "ci starzy to w ogóle nie mają pojęcia o życiu", i tekstem "Zawsze w jakimś stopniu kłamią. Zawsze trzeba sprawdzić w pięciu miejscach". To efekt między innymi edukacji szkolnej i wielu godzin analizy przekazów medialnych pod kątem pytań: "Jaki autor ma interes w tym, żeby podać informację w ten a nie inny sposób", "Jak użyte słowa i obrazy wpływają na nasz odbiór przekazu" itp.)

Jest też i druga przyczyna tych małoletnich ciąż. Może nawet istotniejsza. Otóż obowiązkowa edukacja obejmuje w Anglii dzieci do lat 16. Mało tego - szesnastolatki są w obliczu angielskiego (nie wiem, czy tak samo jest np. w Szkocji) właściwie dorosłe - odpowiadają karnie, mogą pracować i generalnie decydować o sobie. Wywołuje to zarówno u nastolatek, jak i ich rodziców, zwłaszcza ze środowisk w których faktycznie dzieciaki idą do pracy po skończeniu gimnazjum, poczucie, że są dorosłe. A u piętnasto- i czternastolatek poczucie, że są prawie dorosłe. Ze wszystkimi tego konsekwencjami, a więc również rozpoczęciem życia seksualnego. Do tego dochodzą jeszcze pieniądze - od brytyjskich dzieci, począwszy od osiągnięcia przez nie lat 13, oczekuje się, że będą pracować i same zarabiać na swoje kieszonkowe. A wiemy przecież, jak ogromny wpływ mają własne pieniądze na poczucie niezależności.
Mam wrażenie, że gdyby przeanalizować regulacje dotyczące obowiązku szkolnego oraz to, skąd nastolatki w poszczególnych krajach mają pieniądze i porównać z wiekiem, w których młodzież rozpoczyna życie seksualne, związek byłby dość ścisły.

Sytuacja nastolatek na Wyspach jest w ogóle trochę dziwna. Są jakby poza społeczeństwem, są przez społeczeństwo odrzucane. Dlaczego? Otóż dla Brytyjczyków niezmiernie ważny jest ład i porządek w życiu publicznym, w kontaktach międzyludzkich. Objawia się to niezwykłym naciskiem na ogładę, uprzejme wyrażanie się, ukrywanie swych emocji pod płaszczykiem dobrego wychowania i dowcipu, dbaniem o wspólną przestrzeń. Tak sobie myślę, że przypisywane Anglikom powiedzenie "mój dom jest moją twierdzą" oznacza po prostu, że prywatna przestrzeń własnego mieszkania jest jedynym miejscem, w którym Wyspiarz może być sobą. Wychodząc z tych czterech ścian zakłada maskę ułatwiającą życie społeczne.

Nastolatki nie są jeszcze wdrożone do tego reżimu uprzejmości, mają naturalną skłonność do rebelii i manifestowania swej indywidualności w często hałaśliwy sposób. Społeczeństwo robi więc wszystko, żeby tych intruzów się z przestrzeni publicznej pozbyć. Sklepy zakładają odstraszające ustrojstwa, wydające dźwięki słyszalne tylko przez małoletnich. Rozważa się likwidację darmowych przejazdów autobusami dla uczniów, bo z nudów jeżdżą autobusami i hałasują. Jednym słowem spycha się te dzieciaki sprzed oczu dorosłych obywateli. Nagle nikt ich nie chce. Nagle, bo tutaj zaleca się, żeby dzieci do 12 roku życia nie zostawiać samych w domu nawet przez 15 minut, są więc pod stałym nadzorem, zawsze z rodzicami, nawet w drodze do i ze szkoły. Po czym już rok później oczekuje się od nich, że będą pracować, żeby zarobić na własne wydatki; że pomiędzy 12/13 a 16 rokiem życia gdzieś się nagle zapadną pod ziemię a potem wyprowadzą i pójdą do pracy już na pełen etat. Są niechciane. Czują to i postanawiają same zająć się swoim życiem. Nie zawsze z dobrym skutkiem.

11 komentarzy:

nameste pisze...

Nie spotkałem się do tej pory z jakąkolwiek próbą odpowiedzi na ową „brytyjską anomalię”. Twoja hipoteza ma ręce i nogi; brzmi przekonująco.

vierablu pisze...

Dziękuję!

andsol pisze...

Wygląda na to, że masz rację, więc niedobrze to wygląda...

Anonimowy pisze...

W wychowaniu bezstresowym oczekuje się od dziecka przemiany z opcji 'wszystko ci wolno' do opcji 'jesteś dorosły, zachowuj się' w ułamku sekundy. Tu podobnie, choć w innym wymiarze. Przy moim podejściu do dzieci społęczeństwo angielskie jest moim marzeniem. Sama niecierpię dzieci, więc chętnie zepchnęłabym je na margines egzystencji. Ale w końcu ja to nie państwo i o ile moge pozwolić sobie na myślenie ksobne i egoistyczne podejście, o tyle państwo juz nie bardzo. Brak to konsekwencji i przewidywania zgranego z teoretyczna wiedzą z zakresu psychologii rozwojowej...

renifer pisze...

Ciekawy punkt widzenia. Strach się bać!

vierablu pisze...

Na temat wychowania bezstresowego nie będę się wypowiadać, bo każdy zdaje się rozumieć to pojęcie nieco inaczej. Dla mnie jest to wychowanie uwzględniające punkt widzenia, temperament i zainteresowania dziecka, aczkolwiek z zachowaniem granic i reguł.

Problemem wyspiarskiego podejścia do nastolatków jest z jednej strony oczekiwanie, że bardzo wcześnie staną się one samodzielne, a z drugiej strony zdziwienie, że z dorosłych zachowań nie korzystają wybiórczo, a więc nie tylko zarabiają na siebie, ale i piją i uprawiają seks.

Anonimowy pisze...

ostatnio z okazji kursu Introduction to Social Sciences zgłębiam teorie władzy i czytając o koncepcji Foucaulta pomyslałam sobie, ze szczególnie obecne w społeczenstwie brytyjskim poczucie, ze 'pewne rzeczy się po prostu wie' i oczekiwanie, ze zasady zycia społecznego kazdy członek społecznosci ma po prostu 'zasymilowane' i podporządkowuje sie ma wpływ na sytuacje młodziezy. niedawno jedna z organizacji pozarządowych (jakies dziecięce charity, jesli dobrze pamietam) wyraziło swoje obawy o kryminalizowanie mlodziezy i dzieci - przedstawianie ich w mediach jako groznych zabójców, pijaków, rozrabierzy. nie mówię, ze wsród młodych ludzi sie to nie zdarza, ale cos w tym stwierdzeniu jest. mysle sobie, ze kombinacje oczekiwania, ze one tak po prostu sobie 'przyswoją' zasady funkcjonowania społecznego, moze w jedzeniu albo w wodzie, albo przynajmniej w szkole i braku zaangazowania rodziny w aktywny proces wychowywania (ktos ich do cholery musi tych zasad nauczyc), czyli tzw wychowanie bezstresowe.

a co do nastoletnich ciąż, to moi koledzy z pracy maja trochę inną teorię. po 3 latach pracy w tym srodowisku przyznaję im racje: otóz nastolatki z dzieckiem maja większe szanse na otrzymanie mieszkania komunalnego, dostają zasiłki na dzieci i rozne inne, wiec pokusa, zwłaszcza w rejonach o sporym bezrobociu 'generacyjnym' (np w pn-wsch anglii), jest wielka. znam takie dzwudziestolatki, które mają 5 dzieci, i cala sódemka (łącznie z rodzicami) zyje sobie niezle z zasiłków li i jedynie.

Anonimowy pisze...

ps. chyba mi sie szyki w zdaniach trochę pomieszały. za wczesnie rano?
;-)

vierablu pisze...

Forma, z uwagami o kryminalizowaniu młodzieży całkowicie się zgadzam.

Z uwagami o zasiłkach jednak nie - w końcu we Francji są wyższe, a ciąż wśród nastolatków jest mniej. Dużo mniej.

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawa analiza i chyba trafna.
Jak się oczekuje od dziecka dorosłości i niezależności, no to się ją ma. W ogóle, skoro te nastolatki pracują, zarabiają, mieszkania dostają - to o co takie halo? Są, znaczy, dorosłymi ludźmi, więc jaka to dla nich tragedia mieć dzieci??

nameste pisze...

anuszka, „brytyjska anomalia” pokazywana jest na ogół jako kontrprzykład na tezę, że "powszechna oświata seksualna/dostępność antykoncepcji/względnie liberalne ustawodawstwo antyaborcyjne prowadzą do obniżenia poziomu aborcji".

vierablu nie napisała tego explicite, ale ja (być może niesłusznie) tak to czytam. Przy tak scharakteryzowanych brytyjskich warunkach nie powinno być tyle aborcji, a są (a we Francji czy w Holandii – nie ma). Oczywiście, trudno o aborcję, gdy nie ma ciąży, więc jest tu związek. Przeformułowując pytanie: dlaczego na Wyspach tak wiele nastolatek zachodzi w niepożądane ciąże? Po to, by załapać się na socjal, padła odpowiedź. No, mało przekonująca.

A za tym, że są to w znacznym odsetku ciąże niepożądane, świadczy od lat nie malejący (a przeciwnie, rosnący) wskaźnik aborcji.