środa, 21 maja 2008

Luzhniki*

Dziś wielki dzień dla chyba większości Brytyjczyków - finał Ligi Mistrzów, mecz pomiędzy drużynami Chelsea i Manchester United. Wydarzenie z mojego punktu widzenia nie warte byłoby uwagi, gdyby nie to, że odbywa się w Moskwie, a więc omalże na innej (dla Brytyjczyków) planecie. Jak bardzo inna to planeta? Z ekranu telewizora i łam gazet wyłania się wizerunek Rosji jako kraju niebezpiecznego, bo kierującego się niezrozumiałymi prawami i zwyczajami.

W ostatnich dniach popularnością telewizyjno - prasową cieszy się pewien brytyjski biznesmen, który spędził parę lat w rosyjskim więzieniu i obozie pracy. Biedaczek nie zrozumiał, że międzynarodowy gest oznaczający pieniądze zademonstrowany przez celnika nie był pytaniem o to, czy przewozi on większą gotówkę, a prośbą o wsparcie datkiem. Zdecydowana odpowiedź 'nie' nie została przyjęta zbyt dobrze i biznesmen został w odwecie szczegółowo przeszukany. Znaleziono przy nim skręta z marihuaną. Teraz tenże biznesmen dzieli się na prawo i lewo swoimi doświadczeniami i ostrzega: 'bądźcie ostrożni, bo możecie źle skończyć, Rosjanie nie mają takich praw jak my, obywatel nie ma takich praw jak u nas a i więzienia są znacznie mniej komfortowe'.

Brytyjska policja uznała, że różnice kulturowe są tak duże, że wysłała do Moskwy grupę funkcjonariuszy, którzy mają m. in. przekonywać swoich rosyjskich kolegów, że głośne zachowanie brytyjskich fanów jest w sumie nieszkodliwe i nie warto ich za samo śpiewanie na ulicy wsadzać do gułagu.
Fani, ci z grupy agresywnych, są zresztą ściśle monitorowani i grubo ponad setka znanych policji rozrabiaczy musiała przez meczem oddać paszporty.

Z punktu widzenia usadowionego na Wyspach można odnieść wrażenie, że kilka godzin w samolocie przenosi cywilizowanych fanów z centrum Demokracji i Praw w samo serce Groźnego i Nieznanego. Zdają sobie z tego sprawę Rosjanie i wkładają wiele starań w pokazanie się światu z jak najlepszej strony. Proces wydawania wiz został na tę okazję znacznie uproszczony i przyspieszony, policjanci założyli białe koszule, zorganizowano dodatkowy transport itp. itd. Nie umieszczono co prawda w całym mieście napisów po angielsku, ku zdziwieniu co poniektórych anglojęzycznych widzów, najwyraźniej tym faktem zdziwionych, ale zrobiono naprawdę wiele, by udowodnić, że Rosja nie jest dzikim krajem i że potrafi zorganizować duże, międzynarodowe wydarzenie sportowe.

Podsumowując - ja piłki nożnej nie lubię a już szczególnie nie lubię tej całej napompowanej testosteronem otoczki wokół meczów. Cieszę się jednak, że dzisiejszy mecz skierował uwagę setek tysięcy Brytyjczyków na ten nieznany kraj - Rosję. Bo gdzieś tam pomiędzy ostrzeżeniami i wskazówkami dotyczącymi podróży przewijają się i wiadomości o kraju, na temat którego wiedza nie jest zbyt rozległa.



---
* Luzhniki - angielska wersja nazwy stadionu Łużniki

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Byłem w Moskwie w sierpniu ubiegłego roku i w lutym tego roku. Można wiele napisać o Rosji i jej milicjantach, ale nie widziałem ani jednego ubranego nieschludnie. Te białe koszule z okazji meczu to chyba licentia poetica? Choć wyznam, że koloru ich koszul nie obserwowałem dość wnikliwie, aby móc napisać, że są zawsze białe. :-) Podzielam natomiast opinię, że warto być powściągliwym w obejściu z wszelkiej maści 'czynownikami'. Chyba nigdzie na świecie nie są oni tak bardzo wyzbyci poczucia humoru i luzu, a skłonnością do obrazy majestatu przewyższają naszych kaczystów wielokrotnie.

Wojciech Kubalewski

P.S.
Dziękuje za namiary na sprzęt fotograficzny sprzed paru tygodni. Tylko zdecydowany opór B. powstrzymał mnie od natychmiastowego zakupu. Dziś uważam, że to dobrze, bo po namyśle mam inny pogląd na to, czego mi dziś fotograficznie potrzeba. Any way: dziękuję za pamięć.

vierablu pisze...

Miło Cię tu zobaczyć!

Z tym luzem to prawda (z białymi koszulami też, zakładają je z okazji ważnych wydarzeń i świąt, za takie najwyraźniej uznano mecz piłkarski... hmmmm). W jednej z korespondencji przedmeczowych dziennikarz rozmawiał najpierw z jakimś milicyjnym szefem, a potem zagadał do stojącego obok szeregowego policjanta, który odpowiedział, że szef się już wypowiedział i on nie ma nic do dodania, a zresztą nic mu dodawać nie wolno.

Nie planujesz jakiejś sesji zdjęciowej w Londynie? Mogę pozować :)

Anonimowy pisze...

Oj tęskno nam do województwa londyńskiego! Ciągle myślę jak to wykręcić, żeby polecieć. B. trochę mnie mityguje, bo nowy lokal, bo moja robótka (ciągle za cienko!). A dziś wyczytałem, że jest w Londynie muzeum Amora (www.amoralondon.com), więc pojawiła sie nowa pilna konieczność polecenia.

Pracuję nad tym!

Wojciech Kubalewski