Odpoczywam po pysznym posiłku w marokańskim barze (ale nie w Maroku). Posiłku jedzonym zgodnie z lokalnym zwyczajem ze wspólnej miski i prawie palcami. Pozostali klienci baru jedzą po prostu palcami, bez "prawie". Nam podano sztućce, więc palcami jadłam tylko chleb namoczony w przepysznym sosie. Odpoczywam więc i zamawiam herbatę. Podano mi pół szklanki świeżych liści mity, zalanych wrzątkiem i bardzo sowicie posłodzonych. Pyszne, ale niezupełnie taki napój miałam na myśli zamawiając herbatę.
W myśli przebiegam różne napoje, podane mi, gdy zamówiłam herbatę:
- czarna herbata z masłem, mlekiem i solą,
- czarna herbata z cytryną,
- napar ziołowy lub owocowy,
- herbata zielona,
- wspomniany wyżej ulepek miętowy,
- czarna herbata z mlekiem i cukrem,
- dzbanek czarnej herbaty,
- napar z imbiru.
Nie ukrywam, że pierwsza wymieniona na liście zaskoczyła mnie najbardziej.