niedziela, 31 sierpnia 2008

Skoro już mamy dzień blogu

to skorzystam z okazji i polecę gorąco blog Wróbla przemierzającego rowerem Afrykę (Do cieplych krajów, docieplychkrajow.blox.pl). Blog jest pisany 'z roweru', z wszystkimi tego konsekwencjami. Notatki są robione na papierze, wspomnienia często obejmują kilka poprzednich dni na raz, notki są przepisywane i puszczane w sieć gdy po drodze trafi się jakaś kafejka internetowa, chronologia bywa więc zaburzona. To jednak drobiazgi - ogląd Afryki z poziomu ulicy, z punktu widzenia osoby wchodzącej w liczne interakcje znapotkanymi ludźmi, jest naprawdę warty przeczytania.

Oto parę krótkich fragmentów na zachętę:

Szyldy

nazwy tego typu można znalesc i w innych krajach, ale w ghanie trudno
znaleźć inne. zbierałem kolekcję fotografii na ten temat, niestety
przepadła wraz z aparatem. jakie to nazwy? z tego co zapamiętałem:
- łuki niebios - salon fryzjerski
- to nie czasy dla leniwych - sklep z materacami gąbkowymi
- dzień sądu ostatecznego - drinkspot

chodząc ulicami ghanijskich miejscowości, chcąc niechąc ulegam
religijnej indoktrynacji. czasem zamiast dosłownego cytatu z pisma
świetego, jako nazwa przedsiębiorstwa służy tylko odnośnik typu:
- mat 15,6 - przedsiębiorstwo transportowe
- psalm 49 - usługi hydrauliczne

Kolor

przed wyjazdem zastanawiałem się, jak to będzie przez cały czas
przebywać wśród ludzi o tak odmiennym wyglądzie od tego, do czego
przywyknąłem w polsce.
tu w afryce często zapominam, że sam jestem
biały. czarny kolor wydaje się najnaturalniejszą barwą skóry pod
słońcem. spotkani biali są okrutnie brzydcy, wymoczeni, chorowici.
szpiedzy z krainy deszczowców.
w afrykańskich twarzach rozpoznaję
znajomych z polski. ten podobny jest do kumpla z podstawówki, tamta do
sąsiadki z akademika, do kuzynki, babci.
ciekawe jak to znowu będzie, wrócić do świata białych. przyzwyczaję się, tak jak sie przyzwyczaiłem do czarnych.

Chiny

w afryce zaczęto postrzegać chiny, jako alternatywę dla zachodu.
relacje między państwami czarnego lądu, a państwem środka, postrzegane
są jako braterskie, opierające się na przyjaźni, szacunku, obustronnym
rozwoju, i co najważniejsze, obustronnym zrozumieniu, w przeciwieństwie
do paternalistycznego, ignoranckiego podejścia zachodu.

chińczycy wchodząc do afryki po białych, mogli wyciągnąć wnioski z ich
błędów. oprócz tego, chiński sposób myślenia, lepiej sprawdza się w
pełnej paradoksów, afrykańskiej rzeczywistości. zachód nie potrafi
łączyć przeciwności w jedno tak płynnie jak na znaku yinhyang . zachód
myśli "albo-albo", analizuje, dzieli na czarne i białe, myśli w
kategoriach linearnego upływu czasu ( coś mi się wydaje, że dla
zrozumienia afryki, zrozumienie koncepcji czasu i przestrzeni, jest
ważniejsze niż mi się wydaje ).
chińczycy, zamiast "albo -albo"
myślą "i to, i to", nie analizują, nie dzielą. wolą całość i harmonię.
postrzegają czas jako pętle. w przypadku afryki unikają dychotomicznego
podziału na dobrych i złych ( specjalność usa ), co pozwala utrzymywać
im dobre stosunki z krajami jak sudan , zimbabwe , czy kongo zair
kabili, czerpią z tego ogromne gospodarcze korzyści.
chińska
strategia współpracy z afryką, jest tak elastyczna i płynna, że
bazujący na konretach zachód dostałby rozdwojenia jaźni.
Milej lektury!

PS
Bląd, i to w tytule! poprawiony. Ech, jak się czlowiek raz źle nauczy, to potem ciężko zle nawyki wykorzenić.

sobota, 30 sierpnia 2008

Tak, praca

Komentarz, otrzymany na blogu nieuzupełnianym od dwóch miesięcy zobowiązuje do odpowiedzi. Tak, Migg, to praca wysysa ze mnie całą energię.

W ostatnich miesiącach wpadłam ze skrajności w skrajność. Po ponad półrocznej pracy z domu przeniosłam się na halę, na której znajduje się ponad dwieście biurek. Nie jest to hala znana z Dilberta, na której stanowiska pracy są w boksach - to po prostu cale piętro bez ścian, z ciasno ustawionymi obok siebie biurkami, jedynie w miejscach, w których stykają się one 'twarzą', oddzielonymi ściankami niewiele wyższymi od ekranu laptopa (można stroić miny do sąsiadki z naprzeciwka).

Taka zmiana to jak przeprowadzka z cichej leśniczówki do centrum wielkiej metropolii. Metropolii w obcym kraju dodajmy, którego mieszkańcy posługują się nieznanym nam językiem. Och, Anglicy uwielbiają skróty! Jak napotykam w czterech zdaniach na zestaw 'slow' złożonych z: DO, SO, IDP, RDC, PDA, T+, BC, WTLL, WoW, PSR to ja, biedny DSM :), muszę najpierw tekst przetłumaczyć, potem nowych słówek się nauczyć. Potem jeszcze tylko pozostaje zapoznanie się z dzialaniem dziesiątek nieznanych mi maszyn oraz zapoznanie ze szczegolami kilkunastu dużych projektów.
Uff, powoli zaczynam rozumieć, o czym do mnie mówią, ale w dalszym ciągu wracam do domu z przeciążonym mózgiem, niezdolnym do wydobycia spod zalewu nowych bodźców jakiejkolwiek myśli, wartej przelania na papier.

Na zakończenie zrzut z ekranu - sprawdzacze pisowni miewają poczucie humoru:



Klawiatury natomiast odmawiają czasem wspólpracy - moja kategorycznie odmawia pisania l/ (l z kreską). Powstawialam parę ręcznie, ale ileż można!